Mapka przedstawia 2 wersje trasy. W wersji niebieskiej nie dałem rady zrobić całego koła. Podejście na Dzwonkówkę zajęło mi za dużo czasu, a miałem czas tylko do 18.00. Wersja czerwona to całe koło. Jednak cały czas szukam dobrego zajazdu z Przechyby. Dwa, które są zaznaczone na mapie nie są za dobre. Został do przetestowania jeszcze jeden szlak, konny oznaczony chyba jako pomarańczowy.
Na Obidze (931 m n.p.m.) najlepiej dostać się samochodem 🙂 co też uczyniłem. Po co telepać się parę kilometrów pod górę po asfalcie.
Dalej na samą Obidzę to już kawałek podjazdu. Dzielna Gabi wraz z Łukaszem jechali razem ze mną część trasy. Nocowali w Szczawnicy, ja chciałem zrobić całą trasę w jeden dzień.
Widoki jak zwykle dają radę.
Robi się Gorąco :).
Szybko mijamy przełęcz i teraz widoki są jeszcze lepsze.
Ja oczywiście pcham rower, Łukasz oczywiście daje radę wjeżdżać, a razem czekamy na…
Gabi. Jestem pełen podziwu dla tej dziewczyny. Ma na plecach jeszcze jakieś 5 kilogramów w plecaku.
Szybko mijamy Radziejową (1262 m n.p.m.) i Małą Radziejową. Łukasz pokazał skrót, który omija szczyty i ciągnie się trawersem aż do przełęczy Długiej.
Para z plecakami znika szybki, trzeba ich gonić.
Jeszcze parę widoków z Okolicy Złomistego Wierchu (1226 m n.p.m.), a potem zjazd przez schronisko na Przehybie do przełęczy Przysłop (832 m n.p.m.). Dlatego następne zdjęcie dopiero tam :).
I tu pierwsza uwaga dla chcących ewentualnie pojechać tą trasą. Za rzadne skarby nie jedźcie dalej do zółtego szlaku, aby dojechać do Szczawnicy. Z przełęczy prosto w dół do drogi rowerowej. Podejście na Dzwonkówkę nie rekompensuje zjazdu żółtym do miasta. Straciłem ponad godzinę na wejście (wpychanie roweru), co znacznie wpłynęło na czas i morale dalszej wycieczki.
Piękny widok na Szczawnicę. Po prawej stronie widać przecinkę w lesie. To wyciąg na Palenicę (719 m n.p.m.), dalszy etap wyprawy.
Tamtymi szczytami będę wracał na Obidzę. Trzeba się sprężać.
Szybki zjazd do Szczawnicy i już siedzę na wyciągu na Palenicę. Rower jedzie oddzielnie, zawieszony na haku. Miło szybko i przyjemnie. W mieście jak zwykle tłum ludzi, hałas i smród samochodów. Czym prędzej trzeba w górę.
I już za chwile można dalej podziwiać widoki, tu Trzy Korony, a w oddali to chyba Lubań (1211 m n.p.m).
I dalej Trzy Korony trochę dalej :). Widoki tu są niesamowite. Zdjęcia tego nie oddadzą, zwłaszcza z telefonu.
Jeszcze 4.30! O rany, dobrze że rowerem jest szybciej :). A gdzie jeszcze na Eliaszówkę. Nagroda nobla, kto wymyślił rower.
Widok na Tatry Bielskie. Dziś niestety dobrze nie widać. Obok Magura Spiska. Trzeba się tam wybrać.
To jest Viel’ki Lipnik, czyli wersja niebieska, kiedy nie dałem rady czasowo i musiałem zjechać do miasta.
Leśnickie Sedlo (720 m n.p.m) ostatni etap, dalej to już zjazd do miasta.
A to trasa, kiedy robiłem całe koło przez Eliaszówkę (1021 m n.p.m) aż do Piwnicznej. Trzy Korony już daleko na horyzoncie.
Tu już coraz bliżej Obidzy, widok na Białą Wodę z przełęczy Rozdziela
A na mapie ma 1021, hmmm… rośnie? Teaz to już tylko zjazd do Piwnicznej i to bardzo fajny zjazd.
Wąwozik, polanka, ścieżka, idealne nachylenie…
A w dole czeka Piwniczna i samochód 🙂
Ostatnie promienie słońca.
Po drodze ładny kościół, czy może kaplica w promieniach zachodzącego słońca…:)
I to już koniec zjazdu. Dalej to już płyty do Piwnicznej, więc żadna radocha. Podsumowując 50 km bardzo fajnej trasy. Można wybrać dużo podwariantów, szukać jeszcze lepszych zjazdów i w miarę łagodnych podjazdów.
Jeżeli już ktoś koniecznie chce zaliczyć żółty z Dzwonkówki to nie trzeba wpychać na sam szczyt, po prawej jest trawers: http://baton.krowa.org/can/19/imagepages/image54.htm
Zapomniałem że ja mańkut jestem 😉
Po lewej oczywiście.