Gorce dzień 2.

Następny dzień powinien być zdecydowanie w dół, przynajmniej w większości.

Obudziłem się koło 7.00, śniadanie jest o 8.00, więc biorę szybki prysznic i stawiam się w stołówce/jadalni o 8.02. Śniadanie oprócz jajecznicy paskudne, no ale cóż, przyzwyczaiłem się.

Po wyjściu ze schroniska przywitała mnie piękna pogoda i…

…taki widok. Tatry, szkoda że niedostępne dla rowerzystów. Choćby Czerwone Wierchy.

No dobra, teraz tylko jakim szlakiem…?  Wybieram żółty, a potem czarny i zielony do Obidowej, wiem że nie będzie to singiel jak z Kudłonia, ale zobaczymy.

Ostatnie spojrzenie na schronisko i w drogę.

Zapowiada się nieźle, byle by tak chociaż z kilometr, albo dwa.

Takie trasy lubię. Nie za stromo trochę technicznie.

Jak to ze szlakami w Polsce bywa, szybko zamieniają się w szutrowe zwózki. Choć ten nie jest taki zły.

Przynajmniej widoki są niezłe.

Dalej to niestety taka droga ni to szuter ni to polna. Czasami można się trochę pobawić, poszukać jakiś mini dropów, najgorzej nie jest.

Zmieniam szlak na czarny. Tak w ogóle, to ciekawa instalacja.

Taki pomnik dla myśliwych. Poległych myśliwych? Sam nie wiem.

Szlak na czarny zmieniony, ale nie zmieniło to postaci drogi. W oddali czerwony punkt. Znikający punkt? Traktor?

Czasami można zakosztować kąpieli błotnych. Na szczęście zawsze jest alternatywa.

Kolejna zmiana tym razem na zielony.

I kolejna zwózko/rynno/szutrówka.

Końcówka to już przeorana regularna droga zwózkowa z luźnymi kamorami.

Podsumowując, nie jest to zjazd który się śni po nocy, nie jest to także singiel, do którego się chętnie wraca. W Polsce jednak bywają gorsze trasy, dużo gorsze, więc nie wybrzydzam. Jadę dalej.

Po wepchnięciu na Stare Wierchy gdzieś kole 1000 m n.p.m., musiałem chwilę odsapnąć. Zimna Nestea Peach bezcenna, za resztę zapłacę 6 zyzli, jak oni to robią!

Mam czas, jeszcze. Uderzam na Obidowiec (1106 m n.p.m.).

Jedzie się raczej komfortowo.

I tak na sam Obidowiec. Sucho, gładko i przyjemnie.

Przesiadka na zielony w stronę góry Tobołczyk (994 m n.p.m.).

Początek ciekawy.

Miejscami nawet ostro.

Ale potem szybko się wypłaszcza…

… i powoli przeradza się w regularną drogę.

Po drodze mijam górna stację Koniki, czy raczej Tobołów.

Zmiana szlaku na czerwony. Teraz niestety szutrówką do Poręby. Plus jest taki, że w dół.

Tutaj chłopaki budują trasę rowerową, nawet chyba słyszałem jakieś odgłosy robót. Miałem ochotę się nią przejechać, ale czas naglił, a pociąg nie czeka. Innym razem.

Nie jest to singletrack, nie jest nawet doube ani tripletrack, to jest multitrack.

Dojeżdżam do Poręby. Tu pada mi  telefon od GPS-a, więc mam dziurę w tracku. Następny ślad przy Bacówce na Maciejowej. Tam mogłem trochę podładować baterię.

Widok na Porębę Wielką.

I tu jeszcze jeden, taki sielski obrazek.

Zielony do Bacówki, kolejna droga zwózkowo-szutrowa.

Przy Bacówce czas na popas i przepyszne…

…pierogi z jagodami. Pani babcia na Maciejowej to naprawdę mistrz kuchni…, jeśli chodzi o pierogi, bo innych rzeczy nie próbowałem.

Po takim posiłku muszę chwilę odpocząć. Zjadłbym jeszcze jeden talerz, ale boję się, że mógłbym zwrócić na zjeździe.

Zamiast tego popodziwiam widok na Rabkę.

Dalej to już zjazd czerwonym do samego centrum Rabki.

Rabka w 1 h i 30 min. Nie zajęło mi to chyba nawet 15 minut.

Dalsza droga to wyklepany szuter, jedzie się błyskawicznie.

Do miasta docieram przed czasem i mam jeszcze godzinkę do odjazdu pociągu. Strzelam sobie tedy krótką widokową wyprawę na Zbójecką Górę (643 m n.p.m.).

Chwilę odpoczywam, podziwiam widoki i uderzam na pociąg.

W Suchej  jeszcze szybki pogląd na historię i…

…czekam na powrót do rzeczywistości. Baaaardzo udane 2 dni.

No to jedziem, do następnego.

Track do pobrania [maptype=G_SATELLITE_3D_MAP;width=800]