Dzisiaj krótki wypad zielonym szlakiem na Halę Lipowską i z powrotem niebieskim. Podobno ten niebieski to fajny singletrack. Zobaczymy…
Samochód zostawiam w Węgierskiej Górce. Dalej asfaltem praktycznie do samej Hali Boracza (849 m n.p.m.)
Po drodze mijam mniej lub bardziej zadbane zabytki, tu koścół M. B. Częstochowskiej w Żabnicy.
Dalej mozolnie pnę się coraz wyżej.
Droga cały czas asfaltowa pozwala podjechać w siodle całą trasę, aż do Schroniska na Hali Boraczej. Nawet na moim vp-free.
Hala Boracza. W zasadzie to widok na polanę Cukierniczą i Boraczy Wierch (1244 m n.p.m.).
Chwila na podziwianie widoków. Tu w stronę Milówki.
W tak zwanym międzyczasie mija mnie grupa endurowców.
Okazało się, że to stali bywalcy forum emtb.pl. Relacja Darka (Foxiu) tutaj. Chwila niezobowiązującej rozmowy, oczywiście o sprzęcie i Enduro Trophy. Czas ruszać dalej.
W oddali widać już cel, Hala Lipowska między Rysianka (1322 m n.p.m.) a Lipowską (1323 m n.p.m.). Zbiera się na deszcz więc pora się spieszyć.
Powoli oddalam się od Hali Boracza. Tutaj jest jakiś skrót czarnym przez Redykalny Wierch (1144 m m.n.p.m.), ale ja wybieram zielonym.
Wieje i zrobiło się zimno, trzeba się ruszać.
Ścieszka wiję się trawersem całkiem łagodnie, choć niestety płynna jazdę skutecznie uniemożliwiają większe kamory i śliskie korzenie.
Coś czuję, że w drugą stronę byłby to super singielek.
Widok gdzieś w stronę Żywca.
W końcu wychodzi słońce i robi się całkiem klimatycznie. Muszę tę trasę zrobić w drugą stronę. Koniecznie.
Chwila odpoczynku, teraz to raczej pchanko.
Po takich kamieniach to nawet prowadzić jest ciężko.
W końcu ostatnia prosta na Halę.
Jeszcze 15 minut i przerwa, potem, teoretycznie, tylko w dół.
Po drodze mijam crosowco-endurowców, chyba jechali tu dosyć nielegalnie, a słychać było ich już 5 minut wcześniej.
Tym niebieskim będę zjeżdżał, ale najpierw pomidorowa w schronisku.
Zaczyna dosyć mocno padać, więc tym bardziej przerwa się przyda.
W trakcie konsumpcji i odpoczynku pojawia się grupa Foxia, czekają aż przestanie padać po czym jadą do schroniska Rysianka.
Dobra, przestaje na chwilę padać, czas na zjazd. Początek wygląda dość obiecująco, choć momentami jest dosyć stromo.
Potem trochę gorzej, ale na szczęście takie momenty są krótkie, aczkolwiek upierdliwe bo wybijają z rytmu. Ten to i tak nie taki zły. Zwózki drewna są najgorsze co można spotkać na szlaku.
Już lepiej, aczkolwiek mogło być większe nachylenie.
No i k… znowu zwózka. Jakie to wkur….
Czasami troszkę pod górkę, ale to krótkie fragmenty, więc nawet nie podnoszę siodła.
Gdyby nie te zwózki to byłby naprawdę niezły singletrack. Trzeba uważać na te dechy bo śliskie… jak cholera.
Miło :)…. tego mi trzeba.
I kolejna przeprawa, na szczęście szlak przecina tę drogę, jeśli można nazwać ją drogą.
O taaaaak….
Niestety powoli kończy się bajka. Jeszcze tylko przez łąkę… i dalej to już asfalt przez Ujsoły do Węgierskiej Górki. Generalnie całkiem fajny singiel gdyby nie te zwózki.
Powrót asfaltem główną drogą to słaby pomysł, ale nie było innego wyjścia.