W Bieszczady wybrałem się spontanicznie na jeden dzień jazdy rowerem. Miały być dwa, ale jakoś tak wyszło. Może to szaleństwo jechać 440 km w jedną stronę na wycieczkę 50-cio kilometrową, ale co tam, było super.
Wyjechałem późnym popołudniem z Warszawy, zachód przyszedł szybko.
Kwaterę nagrałem wcześniej przez telefon w pensjonacie „TROLL” w Cisnej. Pensjonat ok, śniadanie okrutne, ale cóż, zjadłem wsiadłem na rower i 10 km pod górę asfaltem do samej „Przełęczy nad Roztokami” (801 m n.p.m.)
Droga cicha, spokojna. Po drodze mijam małe zoo (jeszcze zamknięte… chyba, jest 9.00.
Monotonnie pod górę, ale za to jest pięknie.
No i w końcu docieram do przełęczy. Dalej będzie ciężko. Na „Okrąglik” półtorej godziny pchania roweru, może krócej.
Tu też spotkałem kolegę z czerwonego samochodu, który oddał mi trochę swojej wody. I bardzo dobrze bo ze swoimi 1,5 litrami nie dał bym rady przejechać całej trasy. Po drodze nie ma żadnego schroniska, a źródła wyschły. Dobra, koniec patrzenia, czas pchać!
Pierwszy etap za mną, dalej powinno być lepiej.
Mały przedsamak tego co może być dalej, na razie tylko lekko z górki, mam nadzieję, że jak minę „Okrąglik będzie lepiej.
Jeszcze troszeczkę pchania i…
Jest. „Okrąglik”. Teraz będzie łatwiej, trochę z górki i trochę pod.
Przy okazji natknąłem się tutaj na grupę seniorów przy śniadaniu. Ciekawie miejsce na spędzanie czasu na emeryturze.
Parę fotek, śniadanie i spadam bo się tłok robi.
Czerwony to od razu na sam dół. Ciekawa może być ta trasa, ale nie tym razem, teraz czeka „Rabia Skała”
Było krótko ale treściwie, oby tak dalej.
Jest dobrze, choć znowu miejscami trzeba prowadzić, zwłaszcza pod „Dziurkowiec” 1188 m n.p.m.
Chwila przerwy na „Płaszy” 1162 m n.p.m. Widoki, ach te Bieszczady.
Chwila relaksu.
I dalej w drogę. Robi się późno i nie wiem czy dam radę całą zaplanowaną trasę zrobić.
Kolejna chwila przerwy.
I dalej, trochę pchania trochę jazdy.
Było trochę pchania, ale warto.
Szybki zjazd potem podjazd i „Rabia Skała”.
I niestety przyszła pora na decyzję, chciałem dojechać na „Wielką Rawkę”, ale nie dam rady czasowo, jest za późno. Zjazd potem po ciemku to słaby pomysł. Trzeba będzie odłożyć taką wycieczkę na lato, kiedy dni są dłuższe i da rade to pokonać w jeden dzień. Szkoda. No to do Wetliny przez „Jawornik” żółtym.
Ostatnie podziwianie krajobrazu.
I jazda… żółtym w dół…
Krótka przerwa na zdjęcie i dalej…
Biorę ostatni łyk wody jaki mi został, mam nadzieje że na dole jest sklep spożywczy.
I po zjeździe. Był wypas. Uwielbiam moje vp-free, nie trzeba się zastanawiać po czym jedziesz. No dobra, pod górę jest trochę gorzej, ale co tam. Zostało mi jeszcze 15 km po asfalcie z powrotem do Cisnej. Na szczęście nie jest pod górę, raczej równo. Idzie szybko więc za chwilę…
…zasuwam już w samochodzie do Warszawy. 50 km zrobione, nie jest źle.
Jeszcze tu wrócę, mam nadzieje że na przełomie wiosna/lato.